października 10, 2018

Katarzyna Berenika Miszczuk, "Szeptucha"

Katarzyna Berenika Miszczuk, "Szeptucha"


Na koźle siedział najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam, albo tylko tak mi się wydawało, bo trochę oślepiało mnie światło, które miał za plecami. […] Uśmiechnął się do mnie lekko, a ja poczułam, że miękną mi nogi. [str. 36]


Szeptucha Katarzyny Bereniki Miszczuk to książka, która wpadła mi w ręce podczas jednej z wizyt w miejscowej bibliotece, a jako, że naczytałam się wielu superlatyw na jej temat i było jej dużo na Instagramie, to pomyślałam, że i ja muszę ją przeczytać. Zabrałam się więc w końcu za nią i… Nie byłam zachwycona. Ale od początku.
Szeptucha opowiada o młodej absolwentce medycyny – Gosławie zwanej zdrobniale Gosią. Bohaterka kończy studia, a jako, że żyje w pogańskiej, XXI wiecznej Polsce, obligatoryjnie dostaje skierowanie na roczne praktyki do szeptuchy, aby poznała tajniki tradycyjnej ludowej medycyny. Gosia jest niesamowicie zdegustowana tym faktem, bo nie dość, że jest ateistką, to jedyne w co wierzy, to konwencjonalna współczesna medycyna. Zmuszona jednak do wyjazdu, jedzie do Bielin, rodzinnej miejscowości jej mamy do szeptuchy zwanej Babą Jagą. Okazuje się również, że jej przyjaciółka Sława zna wspomnianą znachorkę, wyjeżdżają więc razem ze Sławą do Kielc, gdzie wynajmują razem mieszkanie, by Gosia miała blisko na praktyki. Tu zaczyna się akcja pełna oczywistości, ale i niesamowitego tła pełnego legend i tradycji słowiańskich.
Gosława jest jedną z najbardziej irytujących bohaterek, jaką zdarzyło mi się poznać podczas lektury książek w ostatnim czasie. Jest naburmuszona, wrogo nastawiona do wszystkiego, co otacza ją w Bielinach i na dodatek jest hipochondryczką, co irytuje jeszcze bardziej i sprawia, że momentami można odnieść wrażenie, że jest zupełnie nieporadna i niezbyt rozgarnięta, co staje niemal w konflikcie z jej wykształcenie, bo przecież żeby zostać lekarzem potrzeba dużo samozaparcia i wypadałoby posiadać elementarne pokłady rozsądku. W tym przypomina Bellę ze Zmierzchu, choć nawet ona mnie tak nie irytowała.
Podobieństwo głównych bohaterek nie jest jedynym, które nasunęło mi się podczas lektury książki Pani Miszczuk. Mieszko, drugi główny bohater nosi wiele cech wspólnych z Edwardem, a pewne wydarzenia przypominają te z popularnej niegdyś serii o wampirach. I bynajmniej nie jest to jakiś wielki zarzut, ale nie czyni też Szeptuchy dziełem wybitnym.
Szczególnie ciekawe i wciągające dla mnie było tło historii – słowiańskie tradycje, obchody świąt i fragmenty związane z nauką u Baby Jagi. To był element, który trzymał mnie mocno przy tej historii, bo dzięki temu było mi łatwiej przełknąć raczej szablonową historię o miłości, która została zatopiona w atmosferze wiejskiego przywiązania do tradycji mimo współczesności. To coś, co ma miejsce również w rzeczywistości, z tą różnicą, że Mieszko I przyjął chrzest. Dobrze czytało się też fragmenty fantastycznego ożywiania bogów i przekonywania Gosi, że jednak istnieją.
Książka jest całkiem ciekawa, jeśli kogoś interesują motywy słowiańskie i ma akurat ochotę na lekturę rozrywkową, lekką i przyjemną. To pozycja, która idealnie sprawdziła się w podróży – w pociągu przeczytałam ponad połowę powieści. Pozwoliła mi skutecznie oderwać się od otoczenia i przenieść w magiczne objęcia słowiańskości, przyprawionej fantastyką i bądź co bądź, jednak całkiem interesującą relację dwojga głównych bohaterów, bo choć wiele w niej oczywistości, to kilka elementów było nader zaskakujących. W przypadku tej lektury przekonałam się, że bywam na tyle nierozgarnięta, że sugeruję się zdjęciami z Instagrama, a nie czytam nawet opisu na odwrocie. Stąd moje zdziwienie, gdy w pierwszym rozdziale okazało się, że mowa owszem o pogańskiej Polsce, ale w XXI wieku, a nie w okresie historycznym, jak mi się z początku wydawało. I mimo moich wszelkich narzekań i chęci wykrzyczenia w kilku momentach prowokacyjnego słowa „oczywiście!” czas spędzony z Gosławą i Mieszkiem zaliczam do przyjemnych. Szeptucha jest pierwszą częścią cyklu Kwiat paproci, więc jeśli ktoś polubił bohaterów i chce wiedzieć, co było dalej (historia została urwana w takim momencie, by czytelnik sięgnął po następną część), to czekają na niego jeszcze trzy książki. Ja po kolejną pozycję z tego cyklu raczej prędko nie sięgnę, ale nie mówię nigdy.
Szeptucha, to książka lekka, do poczytania w podróży czy przed snem po ciężkim i stresującym dniu. Pozwala oderwać się od rzeczywistości i pobiegać trochę po lesie ogarniętym przez bogów, rusałki i utopce. Nosi wyraźne znamiona romansu, więc raczej męska część czytelników nie będzie nią zachwycona, paniom może się podobać. I choć nie jest to gatunek, który darzę jakąś szczególną sympatią, to z czystym sumieniem mogę polecić ją każdemu, kto oczekuje lektury lekkiej, czasem intrygującej i przyjemnej, w której nie brakuje fantazji i kolorów rodzimej mitologii. Mnie książka nie porwała, ale i nie rozczarowała na tyle, by rzucić ją po kilku stronach.

Nagle uświadomiłam sobie, że przecież włóczyłam się w nocy po lesie. Bogowie! Z całą pewnością przyczepiło się do mnie pełno kleszczy. Ponownie odsunęłam koc i zaczęłam oglądać swoje stopy i doły podkolanowe. Cholera jasna. Będę się musiała dokładnie obejrzeć w jakimś lustrze.Mieszko aż odsunął się zaskoczony. Najwyraźniej nie domyślił się, czemu nagle odsłoniłam swoje wdzięki. [str. 280]


Nota wydawnicza
XXI wiek.
Polska jest wciąż królestwem rządzonym przez Piastów. Mieszko I jednak nie przyjął chrztu. Gosia po ukończeniu medycyny jedzie na wieś na obowiązkową roczną praktykę u szeptuchy, wiejskiej znachorki, która jest podstawowym ogniwem polskiej służby zdrowia. Jako że Gosia jest kobietą na wskroś nowoczesną, nie cierpi przyrody, panicznie boi się kleszczy i wierzy tylko w antybiotyki. Na dodatek jest samotna.
Okazuje się jednak, że wielką miłość można spotkać wszędzie, nawet w świętokrzyskim lesie. Tylko czy uczeń lokalnego wróża, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego Gosia do tej pory widziała, naprawdę jest tym, za kogo go uważa? I co się stanie, gdy słowiańscy bogowie postanowią sprawić, by w nich uwierzyła?

Katarzyna Berenika Miszczuk, Szeptucha, wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2016, stron 415

Copyright © 2016 Odku(Ż)ona półka , Blogger